Słoneczko z rana jeszcze nieśmiało zaczynało świecić a przed szkołą już wszyscy uczniowie z niecierpliwością oczekiwali na przyjazd pana kierowcy. Pani Basia odczytała listę uczestników, przypomniała jeszcze raz wszystkie najważniejsze informacje i zasady obowiązujące podczas wycieczki i udaliśmy się na parking pod szkołę machając do jakże równie licznie zgromadzonych rodziców. Wyjazd punktualnie według harmonogramu 7:30. W autobusie panowała żywiołowa atmosfera. Co chwile było słychać słynny cytat ze „Shreka” – Daleko jeszcze…? Każdy oddał się temu co lubi najbardziej. Rozmowie z kolegą, słuchaniu muzyki, lub lajkowaniu…kto był to wie czego 😉
Minęliśmy Lubartów, przejazd kolejowy, nawet przez Niemce udało nam się w miarę sprawnie przebić. Już było zza wzniesień było widać Lublin. Po chwili byliśmy na miejscu. Pierwszy punkt wycieczki – Park trampolin „Mania Skakania”. Otrzymaliśmy na wejściu opaski, skarpetki antypoślizgowe i oczywiście wysłuchaliśmy bardzo uważnie zasad bezpieczeństwa. Po wizycie w szatniach byliśmy zwarci i gotowi do…ale najpierw oczywiście rozgrzewka. Pani instruktor zadbała o każdą naszą kończynę i po około piętnastu minutach zaczęło się to co tygryski lubią najbardziej. Brykanie, skakanie, fikoły, salta i inne bliżej nieokreślone figury w powietrzu przy wtórze rozentuzjazmowanych okrzyków radości. Dwie godziny minęły jak to się mówi jak z bicza strzelił. Po wysiłku fizycznym udaliśmy się da pizzerii gdzie już na nas czekały gorące pizze. Każdy wyszedł najedzony i uśmiechnięty bo nawet i dokładki były 😉
Kolejny punkt wycieczki – Kino w Centrum Felicity. Mogliśmy się poczuć jak VIPy, cała sala kinowa tylko dla nas. Podzieleni na dwie kategorie wiekowe – oddaliśmy się uczcie filmowej w wielkim wymiarze wprost ze srebrnego ekranu – to znaczy tuż po tym jak zakończyło się pasmo reklam i zapowiedzi kinowych;)
Po seansie i po przeliczeniu wszystkich udaliśmy się do autobusu i wyruszyliśmy na spotkanie z kolejną przygodą. Zawitaliśmy do mini zoo w Wojciechowie. Trafiliśmy akurat na porę karmienia lwów, to znaczy ci którzy szli na końcu. Mogliśmy na własne oczy zobaczyć jak pani opiekun karmiła każdego drapieżnika. Były też osiołki, kozy, lamy, alpaki a nawet papugi. Małpy owszem też były, jedynie zebra się zawstydziła i się przed nami do swojego domku schowała. Pod koniec zwiedzania udaliśmy się jeszcze na plac zabaw gdzie każdy znalazł coś dla siebie.
Na koniec w drodze powrotnej oczywiście obowiązkowy punkt czyli – nie ma wycieczki bez Macka.
Każdy zamówił szybko i sprawnie i nawet pani z obsługi powiedziała, że wyjątkowo grzeczna i spokojna grupa z nas 😉
Potem już tylko droga powrotna. Część sie pospała, część rozśpiewała, ale wszystko pod czujnym i troskliwym okiem opiekunów. Już się nie możemy doczekać kolejnej wycieczki.
Pod spodem kilka fotek z wyjazdu.